Niestety ten tydzień nie należał do najlepszych. Ani razu nie ćwiczyłam. Na początku tygodnia nie miałam czasu, późno wracałam z pracy, w domu czekało na mnie sporo obowiązków. Potem jak się obrobiłam to dotknęła mnie comiesięczna kobieca dolegliwość. Czułam się jak balonik, nawet ruszyć nogą nie miałam ochoty a co tu mówić o wykonaniu treningu. Jeżeli chodzi o dietetyczne posiłki to one tez do najzdrowszych nie należały. Miałam ogromną ochotę na słodycze a głównie na czekoladę, nie zawsze udało mi się pohamować mój apetyt na słodkie. W walentynki zjadłam późno, dość tucząca kolację. Jedyne z czego jestem zadowolona to to, że udało mi się wypić 10 szklanek wody dziennie i jeść zdrowe śniadanko w pracy. Na zabiegi kosmetyczne też nie było ani czasu ani ochoty.
Wczoraj po całym tym, niezbyt dobrym tygodniu z wielkim lękiem stanęłam na wadze. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że nie przytyłam!!! Waga pokazała dokładnie tyle samo co w tydzień wcześniej (77,9 kg).
Dzisiejszy dzień już był o wile lepszy. Rano było zdrowe śniadanko.
Pyszny otrębowy placek z szyneczką i serem oraz warzywami.
Jak co niedzielę wybrałam się także na spacer z kijkami. Przeszłam 8 km. Było super. Uwielbiam ten rodzaj sportu. Marsz działa na mnie niezwykle odprężająco. Mogę wtedy spokojnie rozmyślać, nikt mi wtedy nie przeszkadza. Nie mogę się doczekać dłuższych dni, kiedy to będę mogła na taki spacer wybrać się w dzień powszedni. Nie lubię chodzić po ciemku.
Obiecuję i Wam i sobie, że ten tydzień będzie zdecydowanie lepszy. Muszę się wziąć ostro za siebie bo do 1 marca zostały już tylko 2 tygodnie, a 3 kg jeszcze trzeba zrzucić!